poniedziałek, 25 lutego 2013

Connections.

            Minęło kilka dni od jej zaginięcia. Tak przynajmniej myślała. Dnie i noce zlewały się w jedno ze względu na otaczającą ją ciemność i środki nasenne, które były jej wmuszane. Zauważyła, że coraz lepiej orientuje się w przestrzeni, a niekiedy nawet rozpoznaje kształty przedmiotów, które były jej jedynym towarzystwem, kiedy on znikał. 
- „Może to tylko moje wyobrażenia?”
Pytała często samą siebie, wyciągając dłonie i próbując oswoić się z terenem. Najczęściej jednak wspominała ich ostatnie spotkanie, oparta o ścianę, kawałek po kawałku, dopasowując wszystkie elementy, dbając o każdy szczegół, jakby wierzyła, że dzięki temu znajdzie rozwiązanie dla obecnej sytuacji. Myliła się. Na końcu zawsze pojawiało się gorzkie rozczarowanie. Słone łzy spływały jej po policzkach, przynosząc chwilowe ukojenie i pozwalając odpłynąć w ramiona Morfeusza.

                 W słuchawce zapanowała chwilowa cisza, sygnalizująca niezręczność sytuacji.
- Z kim rozmawiam?
Odezwał się w końcu męski głos.
- Czy to ważne? Uwe. Uwe Gensheimer.
Rozmówca odetchnął z ulgą.
- Jestem taki naiwny. Dostałem ten numer i liczyłem na jakieś wyjaśnienia, ale widzę, że wszyscy świetnie bawicie się moim kosztem, kiedy ja tracę tak cenny czas.
Odparł Uwe nieco zirytowany.
- Ta rozmowa chyba nie ma głębszego sensu.
Podsumował.
- Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia…
Gensheimer zerwał połączenie.
- … przylecę najbliższym samolotem.
Dokończył nieznajomy.

                Ostatnie tygodnie nie były dla Sophie najlepszym okresem w jej życiu. Wciąż nie mogła przywyknąć do myśli, że ona i Uwe nie są już parą.
- „Ciekawe, jak długo potrwa ta jego fascynacją słodką blondyneczką”.
Zastanawiała się na głos.
- „I kiedy mu się znudzi”.
Fakt, traktowała go czasem jak zabawkę, miłą odskocznię od szarej rzeczywistości, ale zdążyła się do niego przyzwyczaić. Nadał jej życiu stały rytm, a ona bardzo nie lubiła zmian. W dodatku ładnie razem wyglądali. Związek może nie powinien być rzeczą czysto estetyczną, ale nie mogłaby pokazywać się z byle kim. To nie tak, że nie ceniła jego wnętrza, ale jak mantrę powtarzała, że miło, kiedy drogie prezenty mają ładne opakowanie. Próbując zdusić w sobie rozczarowanie,  weszła do gabinetu ojca na palcach i cichutko zatrzasnęła za sobą drzwi. Nie lubił, kiedy ktoś kręcił się wśród jego prywatnych rzeczy, zwłaszcza, kiedy prowadził śledztwo, ale nadmierna ciekawość nigdy nie pozwalała Sophie na trzymanie się od tego pomieszczenia z daleka. Z sentymentem pogładziła ich wspólne fotografie, jeszcze z dzieciństwa, a potem spoczęła na ogromnym, skórzanym fotelu, z którego mogła obserwować ogród zachowany w angielskim stylu. Pozwoliła ostatnim promieniom słońca, wpadającym przez żaluzje, połaskotać się w podbródek, po czym zaczęła poszukiwania. Nie trwały one zbyt długo, gdyż w głównej szufladzie biurka dostrzegła nową teczkę. Delikatnie pociągnęła za sznurek i znieruchomiała…

 .......................................................................................................................................................
Taki skromny fragmencik, aby nadrobić braki ;)

niedziela, 10 lutego 2013

Number.

- Komisarz Lennart Gross.
Przedstawił się mężczyzna wątłej postawy o przenikliwym spojrzeniu, pokazując lśniącą odznakę.
- Uwe Gensheimer.
Odpowiedział, podając mu rękę. Mężczyzna przekroczył próg pewnym krokiem i spoczął na pobliskim fotelu.
- Od czego chciałby pan zacząć?
Zapytał, wyjmując nieduży notes z wewnętrznej kieszeni płaszcza.
- Myślałem, że będę raczej udzielał odpowiedzi na pytania.
Zawiesił głos.
- Do czego niezwłocznie potrzebuję rysu historycznego sprawy.
Odparował niewysoki szatyn, drapiąc się po skroni.
- Ostatni raz widziałem ją dzisiaj przed godziną dziewiątą w hali treningowej. Miała dotrzeć tutaj, co przypuszczalnie zajęłoby jej ok. 20 minut i poczekać na mnie. Po powrocie znalazłem tylko to.
Dokończył, wskazując miejsce, gdzie znajdowała się czerwona substancja. Nie potrafił nazwać jej po imieniu. Wciąż łudził się, że nie ma nic wspólnego z krwią. Komisarz ociężale podniósł się z siedzenia i zagwizdał, znalazłszy się tuż nad wskazanym obszarem.
- Ile czasu minęło od zaginięcia?
Kontynuował przesłuchanie, zapełniając puste strony nienagannym pismem.
- Maksymalnie sześć godzin.
Funkcjonariusz pokręcił głową w zamyśleniu.
- Poniekąd ma pan szczęście, że dziewczę upuściło trochę krwi. W przeciwnym razie nie mógłbym wszcząć śledztwa a tempie natychmiastowym.
Jego ton i słownictwo doprowadzało Uwe do szału, ale zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie w rękach tego człowieka spoczywa los Nicole. Jego los.
- Mógłby pan podać podstawowe dane zaginionej? Może posiada pan jej zdjęcie?
W tym momencie zorientował się, że nie zna nawet jej dokładnych danych osobowych, o zdjęciu nie wspominając.
- Nicole Neumann, lat dwadzieścia cztery. Ostatnie miejsce zamieszkania to Szwecja.
Lennart spojrzał na niego wzrokiem, który miał zachęcić do podzielenia się większą ilością informacji.
- To wszystko.
Odparł apatycznie.
- Jacyś krewni na miejscu?
- Wuj, Guðmundur Gðmundsson.
- Brzmi dość specyficznie.
Skomentował.
- Islandczyk.
Wytłumaczył Uwe.
- Podsumowując: zaginęła kobieta o niemieckim nazwisku, pochodząca ze Szwecji, blisko spokrewniona z Islandczykiem.
Komisarz znowu pokręcił głową i uśmiechnął się ironicznie. Uwe zacisnął rękę w pięść, próbując opanować frustrację.
- Proszę wybaczyć mi nadmierny cynizm. Lata pracy pozbawiły mnie emocjonalnego podejścia do sprawy.
Policjant zwrócił się do mężczyzny, zauważywszy jego gest.
- Nie da się ukryć.
Westchnął.
- Za dziesięć minut będzie tu moja ekipa, żeby pobrać próbki. Z panem chcę się zobaczyć raz jeszcze na komisariacie, w celu złożenia bardziej szczegółowych zeznań.
Poprosił jeszcze o kilka numerów do osób, które były Nicole najbliższe, po czym zamknął swój notes i zniknął za drewnianymi drzwiami. Uwe oparł się o ścianę i w milczeniu obserwował złożoną na pół kartkę z ciągiem cyfr, które miały mu wyjaśnić sytuację. Nie czekał z podjęciem decyzji zbyt długo, gdyż wiedział, że każda sekunda miała teraz ogromne znaczenie. Skopiował numer sprawdzając, czy nie popełnij błędu, po czym wsłuchał się w miarowy sygnał oczekiwania.
- Halo?
Odezwał się prawie natychmiast męski głos.
- On wrócił po Nicole.
Wypalił bez namysłu, podkreślając pierwsze słowo...

.........................................................................................................................................................................
          Przepraszam za długą nieobecność, ale miałam problemy z dostępem do internetu. Obiecuję, że szybko nadrobię zaległości w komentarzach i rozdziałach ;)


niedziela, 3 lutego 2013

He.

           Obudziła się z paraliżującą migreną na zimnej posadzce. Przez kilka sekund analizowała całą sytuację, nie mogąc zrozumieć tego, co się właśnie wydarzyło. Opierając rękę o udo, wyczuła lepką maź, która sączyła się z głębokiego rozcięcia na jej nodze. Całe szczęście adrenalina, buzująca w jej żyłach uśmierzała ból. Jej pole widzenia było ograniczone, gdyż całe pomieszczenie zalewała nieprzenikniona ciemność, którą zakłócała tylko niewielka poświata, próbująca przedrzeć się przez usytuowane naprzeciw drzwi.
- Czy coś ci się śniło?
Był tu razem z nią. Słyszała jego oddech, a oczyma wyobraźni widziała tryumfalny uśmiech, który gościł na jego twarzy w chwili wypowiadania tych słów.
- Dlaczego wróciłeś?
Odważyła się wciągnąć w konwersację.
- Widzisz, kochanie, nie lubię, kiedy moje trofea znikają.
- Jeszcze mnie nie oprawiłeś.
Syknęła, zaciskając pięści.
- To tylko kwestia czasu. Na razie napawam się tą chwilą, chłonę ją, rejestruję każdy szczegół.
Odpowiadał obojętnym tonem.
- Jak długo będziesz mnie tu trzymał?
- Kilka godzin, dni, lat…kto wie? Wiedz, że jesteś moją ulubienicą.
Kobieta wzięła głęboki oddech.
- Nie martw się, będzie bolało bardzo krótko.
Wycedził przez zęby, podnosząc się z miejsca. Złapał ją za podbródek i dodał:
- Miło znów Cię widzieć.
Chwilę później zatrzasnął za sobą drzwi, skazując Nicole na samotność w nieznanej bliżej przestrzeni. 
………………………………………………………………………………………………………………………….

Myślał o niej. Na treningu, w szatni, teraz. Wiedział, że znalazł bratnią duszę, kogoś, kto nada sens jego życiu, kto je ubarwi. Zamaszystym krokiem opuszczał halę, nie mogąc doczekać się ponownego spotkania. Wyobrażał ją sobie w swoim mieszkaniu: siedzącą na potężnej sofie z kubkiem ciepłej herbaty w szlafroku,  czytającą jego ulubione pozycje z domowej biblioteczki. Za każdym razem odgarniała swoje niesforne, blond kosmyki i uśmiechała się psotnie, jak rozrabiaka, który wyczekuje okazji do spłatania kolejnego figla.
Po drodze postanowił wstąpić do kwiaciarni. Znał ją krótko, ale wiedział, że uwielbia konwalie.
- „Drobne, delikatne…zupełnie jak ona”.
Pomyślał.
Po dziesięciu minutach stał tuż przed drzwiami, które prowadziły do jego apartamentu. Z bijącym sercem nacisnął klamkę i doznał szoku. W środku panowała zupełna pustka.
- Nicole!?
Krzyknął zdezorientowany. Nie usłyszał wyczekiwanej odpowiedzi. Kątem oka zauważył klucze, znajdujące się na blacie, które prawdopodobnie odłożyła.
- Nicole?!
Ponowił pytanie.
Jego wzrok przeszukiwał teraz skrupulatnie każdy centymetr powierzchni. Zrezygnowany oparł się o kanapę i zaniemówił. Na biszkoptowym dywanie rozciągała się sporych rozmiarów plama w szkarłatnym kolorze. Podszedł bliżej, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie zobaczył. Spanikowany biegał po całym mieszkaniu, otwierając drzwi do każdego pokoju, w nadziei, że za chwilę ją zobaczy i wszystko się wyjaśni. Pomylił się. W ekspresowym tempie wybrał alarmowy numer i zgłosił całą sytuację niejakiemu komisarzowi o imieniu Lennart, który obiecał natychmiastowe przybycie na miejsce. 
Czas oczekiwania dłużył mu się niemiłosiernie. Bał się ponownie spojrzeć w miejsce, gdzie znajdowała się krew. Prawdopodobnie jej, czego nie mógłby sobie wybaczyć. Postanowił zająć czymś ręce, a przy okazji zrobić to, co nieuniknione – poinformować przyjaciół.  Wydobył telefon z kieszeni i trzęsącą się ręką wybrał pierwszy numer.
- Witaj, Uwe.
Odezwała się osoba po drugiej stronie.
- Christine, mam złe wieści.
Zawiesił na chwilę głos.
- Zniknęła. Jedyny ślad, jaki po niej pozostał to…czerwona plama na moim dywanie.
Dokończył drżącym głosem.
- Christie, jesteś tam?
- To on.
Odpowiedziała grobowym tonem.
- Jaki „on”? O czym Ty mówisz?
Spytał wyraźnie zainteresowany.
- Wrócił po nią.
Christine ciągle odpowiadała zdawkowo.
- Kto? Musisz mi to powiedzieć.
Odrzekł zrozpaczonym tonem.
- Tylko jedna osoba może Ci teraz pomóc. Weź kartkę, długopis i notuj.
Uwe posłusznie wykonał polecenie i dał znać, że jest już gotowy.  Kobieta podyktowała mu numer i natychmiastowo zerwała połączenie.
-Cholera z wami wszystkimi!
Zaklął. W tym momencie rozległ się donośny dzwonek do drzwi. 

piątek, 1 lutego 2013

You belong with me.


          Kobieta napawała się przepiękną pogodą, nieco oszołomiona jeszcze wrażeniami zeszłej nocy. Przestępując z nogi na nogę, niczym mała dziewczynka, uśmiechała się do samej siebie, nucąc jedną z piosenek z dzieciństwa.
- Nicole?
Usłyszała za sobą znajomy głos. Automatycznie obróciła się na pięcie i stanęła tuż naprzeciw postawnego bruneta.
- Andy, jak miło znów Cię widzieć.
Przywitała się, ofiarowując rozmówcy buziaka w policzek.
- Skąd tak dobry nastrój?
Spytał zaciekawiony.
- To na Twój widok.
Puściła mu oko.
- Widzę, że jesteś dzisiaj bardzo tajemnicza. W takim razie nie będę Cię więcej maglował, ale może znajdziesz czas na kawę w…może czwartek?
- Z przyjemnością.
- Zatem do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Machnęła mu ręką na pożegnanie i kontynuowała upajanie się sprzyjającą atmosferą. Po chwili znowu została wytrącona z rozważań, tym razem w jej torebce odezwał się dzwonek, obwieszczający przychodzące połączenie.
- Tak, słucham?
Odebrała bez spoglądania na wyświetlacz.
- Skąd taki oficjalny ton?
Po drugiej stronie odezwała się Christine.
- W czym mogę Ci pomóc?
Kontynuowała urzędową pogawędkę.
- Na dobry początek mogłabyś mi wyjaśnić twoje, przepraszam, wasze zniknięcie.
Nicole zaśmiała się do słuchawki.
- Nie tak szybko moja droga.
Christine przybrała ton starszej siostry.
- Spacerowaliśmy, rozmawialiśmy.  Nic szczególnego.
- I myślisz, że ja w to uwierzę?
Przerwała jej przyjaciółka.
- Christie, zapytaj Uwe – może on powie ci więcej. Do usłyszenia!
Nicole rozłączyła się bez większych wyrzutów sumienia i podążyła w stronę obranego celu.
Dotarcie do jego mieszkania zabrało jej ponad pół godziny. Nie narzekała – wnętrze wprawiło ją w osłupienie, a widok zza okna nagradzał wszelkie nieudogodnienia, które musiała znieść w trakcie podróży.
- Ktoś się tu ładnie urządził.
Powiedziała do siebie pod nosem, odkładając klucze na kuchenny blat. Jeszcze chwile wpatrywała się w krajobraz z szklaną taflą, gdy niespodziewanie usłyszała za sobą kroki.
- Znowu się spotykamy.
Rozpoczęła rozmowę postać, wyłaniająca się ze swojego ukrycia. Nicole nie odważyła się odwrócić. Jest ciało przeszły zimne dreszcze.
- Wiedziałam, że po mnie wrócisz.
Odrzekła, ukrywając przerażenie.
- Nie wiedziałam tylko, że tak szybko.
Dodała wciąż stojąc tyłem. Postać nie odpowiedziała. Zbliżyła się na odległość kilku centymetrów i szepnęła jej do ucha:
- Zawsze do mnie należałaś.
Chwilę później bezwładne ciało Nicole utonęło w ramionach mężczyzny, który pozbawił ją przytomności używając chloroformu.