- „Może to
tylko moje wyobrażenia?”
Pytała
często samą siebie, wyciągając dłonie i próbując oswoić się z terenem.
Najczęściej jednak wspominała ich ostatnie spotkanie, oparta o ścianę, kawałek
po kawałku, dopasowując wszystkie elementy, dbając o każdy szczegół, jakby
wierzyła, że dzięki temu znajdzie rozwiązanie dla obecnej sytuacji. Myliła się.
Na końcu zawsze pojawiało się gorzkie rozczarowanie. Słone łzy spływały jej po
policzkach, przynosząc chwilowe ukojenie i pozwalając odpłynąć w ramiona
Morfeusza.
W słuchawce zapanowała chwilowa cisza, sygnalizująca
niezręczność sytuacji.
- Z kim
rozmawiam?
Odezwał się
w końcu męski głos.
- Czy to
ważne? Uwe. Uwe Gensheimer.
Rozmówca
odetchnął z ulgą.
- Jestem
taki naiwny. Dostałem ten numer i liczyłem na jakieś wyjaśnienia, ale widzę, że
wszyscy świetnie bawicie się moim kosztem, kiedy ja tracę tak cenny czas.
Odparł Uwe
nieco zirytowany.
- Ta
rozmowa chyba nie ma głębszego sensu.
Podsumował.
- Cieszę
się, że doszliśmy do porozumienia…
Gensheimer
zerwał połączenie.
- …
przylecę najbliższym samolotem.
Dokończył
nieznajomy.
Ostatnie tygodnie nie były dla
Sophie najlepszym okresem w jej życiu. Wciąż nie mogła przywyknąć do myśli, że
ona i Uwe nie są już parą.
- „Ciekawe,
jak długo potrwa ta jego fascynacją słodką blondyneczką”.
Zastanawiała
się na głos.
- „I kiedy
mu się znudzi”.
Fakt,
traktowała go czasem jak zabawkę, miłą odskocznię od szarej rzeczywistości, ale
zdążyła się do niego przyzwyczaić. Nadał jej życiu stały rytm, a ona bardzo nie
lubiła zmian. W dodatku ładnie razem wyglądali. Związek może nie powinien być
rzeczą czysto estetyczną, ale nie mogłaby pokazywać się z byle kim. To nie tak,
że nie ceniła jego wnętrza, ale jak mantrę powtarzała, że miło, kiedy drogie
prezenty mają ładne opakowanie. Próbując zdusić w sobie rozczarowanie, weszła do gabinetu ojca na palcach i cichutko
zatrzasnęła za sobą drzwi. Nie lubił, kiedy ktoś kręcił się wśród jego
prywatnych rzeczy, zwłaszcza, kiedy prowadził śledztwo, ale nadmierna ciekawość
nigdy nie pozwalała Sophie na trzymanie się od tego pomieszczenia z daleka. Z
sentymentem pogładziła ich wspólne fotografie, jeszcze z dzieciństwa, a potem
spoczęła na ogromnym, skórzanym fotelu, z którego mogła obserwować ogród zachowany
w angielskim stylu. Pozwoliła ostatnim promieniom słońca, wpadającym przez
żaluzje, połaskotać się w podbródek, po czym zaczęła poszukiwania. Nie trwały
one zbyt długo, gdyż w głównej szufladzie biurka dostrzegła nową teczkę.
Delikatnie pociągnęła za sznurek i znieruchomiała…