piątek, 29 marca 2013

Unpredictable meeting.

          Gość Uwe opierał się przez chwilę o drewniane drzwi, próbując zapanować nad bijącym sercem. Pamiętał o wskazówce funkcjonariusza a propos opuszczania mieszkania, ale potrzeba wydostania się na zewnątrz była silniejsza. Z nonszalancją zarzucił na siebie luźną bluzę, przekręcił klucz w zamku i pomaszerował w stronę najbliższego parku. Piękna pogoda kłóciła się z jego ponurym samopoczuciem. Nieobecnym wzrokiem lustrował otoczenie, mijając elegancko ubranych biznesmenów, matki, w rozciągniętych dresach, które ganiały za swoimi pociechami oraz staruszki przesiadujące całe dnie na ławeczkach i karmiące oswojone wiewiórki i gołębie. Ich twarze były zmęczone, ale roziskrzone oczy zdradzały wewnętrzną radość i spokój, których przyczyną mogła być podwyżka w pracy, pierwsze kroki dziecka, bądź możliwość obserwowania tych wszystkich wydarzeń przez pryzmat własnych doświadczeń.  Tylko on pozostawał obojętny na piękno tego świata.
- Przepraszam, czy mogłabym prosić o autograf?
Z rozmyślań wyrwał go podekscytowany, kobiecy głos.
- Ach..tak, oczywiście.
Odparł apatycznym tonem i automatycznie podpisał podetkniętą mu kartkę papieru.
- Zobacz, to Kim Andersson!
Za plecami usłyszał piskliwy komentarz. W przeciągu kilku sekund otoczyło go spore grono fanów. Każdy prosił o podpis, zdjęcie. Ludzie zaczęli się przepychać, krąg systematycznie się kurczył, pozbawiając go jakiejkolwiek przestrzeni. Z trudnością łapał każdy oddech. Spanikował. Cofnął się gwałtownie i puścił biegiem wzdłuż najbliższej uliczki. niespokojnie odwracał się za siebie w obawie, że ktoś mógł za nim podążać.
- Cholera!
Niespodziewanie wylądował na soczystej i zielonej trawie w wyniku zdarzenia z nieokreślonym obiektem. Leżąc, uniósł głowę, żeby skontrolować sytuację. Zaledwie pół metra obok niego, w tej samej pozycji, znajdowała się długowłosa szatynka. W błyskawicznym tempie stanął na równe nogi i nachylił się nad poszkodowaną.
- Najmocniej przepraszam. Nic ci nie jest?
Wyciągnął do niej rękę. Dziewczyna podniosła wzrok i skorzystała z pomocy. Stanąwszy z nim na równi, odchyliła usta i niemalże bezgłośnie zapytała:
- Macie coś?
Mężczyzna przecząco pokiwał głową.
- Miło Cię widzieć, Christine. Żałuję tylko, że w takich okolicznościach.
Kobieta objęła ramię ręką i nerwowo je potarła.
- Wybieram się właśnie do Uwe.
- Jest w kostnicy.
Christine aż podskoczyła.
- Jak to?!
- Znaleziono zwłoki kobiety, które mogą należeć do Nicole.
W chwili wypowiadania tych słów, słona łza zrosiła mu policzek.
- O mój Boże…
Szatynka przysłoniła usta dłonią i zaczęła płakać. Mężczyzna objął ją silnym ramieniem i wspólnie zaczęli podążać w stronę domu Gensheimera.

To było coś, o czym marzyła od dawna. Niepowtarzalna okazja, żeby pozbyć się Nicole ze swojego życia. Nie miała konkretnego planu, ale wiedziała, że zespół jej ojca jest zdolny i nie raz wyciągał ludzi spod ziemi. Potrzebowała więc kogoś, kto utrudniałby śledztwo na każdym kroku. Na myśl przychodziła jej tylko jedna osoba – Lennart. Czy zdoła go jeszcze raz zmanipulować? Nie była pewna. Zbyt wiele razem przeszli. W dodatku miał inne zobowiązania, jak chociażby 5-letnia Lea, jego córeczka, której matkę porzucił właśnie dla Sophie, za co prawdopodobnie pluł sobie teraz w brodę.
- Lucia, na miłość boską!
Donośny głos jej ojca wstrząsnął nagle całym domem.  Chwilę później na schodach słychać było żwawe kroki jej matki.
- O co chodzi?
Zapytała , stanąwszy w progu gabinetu.
- Tyle razy powtarzałem ci, wścibska kobieto, że masz nie grzebać w moich dokumentach.
Wytłumaczył podirytowanym tonem.
- Prawdziwy policjant. Same oskarżenia.
Obruszyła się.
- Co mnie podkusiło mnie, żebym ożenił się z Włoszką.
Teatralnie przewrócił oczami.
- Va a cagare! [idź do diabła]
Syknęła w odpowiedzi, zdzieliła go trzymaną w dłoniach ścierką i powróciła do domowych obowiązków.
- Cholera!
Oprzytomniała nagle Sophie.
- Jak ja teraz podrzucę tam te papiery?
W tym samym momencie usłyszała dzwonek telefonu ojca i odetchnęła z ulgą. Opuścił gabinet i wyszedł na taras, zapalając w międzyczasie starą fajkę. Na palcach przemierzyła schody i wcisnęła niepozorną teczkę między encyklopedię i album ze zdjęciami.  Przymknąwszy drzwi, sięgnęła do kieszeni i wybrała numer telefonu.
- Tak?
Odezwał się zachrypnięty głos po drugiej stronie.
- Len, spotkajmy się dzisiaj w naszej kawiarni.
- Lea jest u mnie, nie mogę się wyrwać.
- Bardzo mi zależy. Zabiorę ci zaledwie godzinę.
Rozmówca zastanawiał się chwilę.
- Wpadnij do mnie o dziewiątej.
- Dzięki.
Pospiesznie zakończyła połączenie i nerwowo zerknęła na zegarek. Miała dwie godziny na zrobienie z siebie bóstwa. Zaczęła od ułożenia lśniących włosów w zgrabne pukle. Wytuszowała rzęsy, musnęła policzki różem, a na usta nałożyła szkarłatną szminkę. Wybór stroju nie był prosty, ale ostatecznie zdecydowała się na dopasowaną, czarną sukienkę, która podkreślała jej zgrabną sylwetkę. Na nogi wciągnęła czarne pończochy, założyła czarne szpilki i chwyciwszy torebkę, opuściła dom. Zaledwie 10 minut później stała pod drzwiami mieszkania Lennarta. Delikatnie zapukała i nasłuchiwała kroków, które świadczyłyby o zbliżającym się gospodarzu. Otworzyła jej szczupła postać, której zmęczenie rysowało się na twarzy. Jedynym przejawem aktywności był, stale ten sam, błysk w oku, który zachęcił Sophie do działania.
- Len…brakowało mi cię.
Kobieta objęła jego twarz dłońmi i złożyła na ustach pocałunek. Mężczyzna stał nieruchomo, ale po chwili odwzajemnił pieszczoty Sophie….

- Zawsze kończy się tak samo.
Szepnął do siebie Lennart, budząc się rankiem obok kochanki. 


................................................................................................................................
Wybaczcie za wszechobecną biel, ale mój edytor ma mnie dzisiaj gdzieś...

poniedziałek, 25 marca 2013

Forest.

          Połączenie szybko się zerwało, ale po chwili skrzynka odbiorcza poinformowała o nowej wiadomości: „Nie szukajcie mnie. Musiałam się stąd wyrwać”.
Christie oniemiała. Jeszcze raz przeanalizowała każde słowo, zmrużyła oczy, wydęła usta i z błyskiem w oku mruknęła do samej siebie.
-Dobry chwyt, ale nie na tyle, żeby mnie nabrać.



- Już czas!
Zawołał śpiewnym głosem, przekraczając próg klitki.
- Pakuj się!
Dopowiedział równie wesołym tonem.
- Może mnie  wyręczysz, potniesz na kawałki i najzwyczajniej w świecie zapakujesz do walizki, którą potem wyślesz moim bliskim?
Zapytała ironicznie.
- Jak zwykle nie potrafisz trzymać języka za zębami. Już niedługo zamknę Ci te usteczka raz na zawsze.
W odpowiedzi przewróciła podpuchniętymi oczami i przeczesała rozczochrane włosy palcami.
Może nie powinna wdawać się z nim w dyskusję? W gruncie rzeczy szkodziła samej sobie, jednak biorąc pod uwagę okoliczności, czy jej los mógł jeszcze przybrać inny bieg? Była na straconej pozycji i poniekąd się z tym pogodziła. Teraz pozostała jej tylko walka o godność do ostatniego dnia tej paskudnej resztki życia. Obiecała sobie, że wytrwa w tym postanowieniu, nawet gdyby kosztowało ją o wiele więcej bólu, niż pierwotnie przygotował dla niej oprawca.
- A teraz wstawaj, przygotowałem dla ciebie coś specjalnego.
Niemalże przyklasnął samemu sobie, wypowiadając te słowa.
Nicole podniosła się z zacienionego kątka i stanęła tuż przy postawnym mężczyźnie.
- „Psychopata o twarzy Apollina” pomyślała i wzięła głęboki oddech.
Otworzył przed nią drzwi, zachowując maniery dżentelmena i pozwolił roztopić się jej dziennym świetle. Kobieta mrużyła oczy, które zachodziły jej łzami pod wpływem drażniących promieni, z którymi nie miała styczności od dłuższego czasu. Położył jej sporych rozmiarów dłonie na ramionach, co spowodowało, że przeszedł ją dreszcz, i zaczął prowadzić w stronę bujnego lasu, w którym jej egzystencja miała dobiec końca.



W tym samym czasie…
-Yvonne , jestem już zmęczona. Możemy wracać do domu?
Łagodny wiatr niósł rozdrażniony głos drobnej postaci przez rozłożyste wzgórza.
- Jeszcze tylko kilka ujęć, obiecuję.
Czarnowłosa kobieta nawet na chwilę nie odwróciła się w stronę rozmówczyni, zaciekle rejestrując świat przez obiektyw aparatu.
- Spójrz…
Szepnęła po chwili, jakby w obawie, że może spłoszyć obiekt swojej obserwacji. Przykucnęła w wysokiej trawie i wskazała palcem dwie przemieszczające się sylwetki, usytuowane na tle lasu.
- Tego mi właśnie było trzeba.
Powiedziała, tym razem do samej siebie i ponownie przyłożyła sprzęt do twarzy.  Towarzyszka nie podzielała jej entuzjazmu. Skubiąc trawę, analizowała swoje nieudane życie uczuciowe.
- Wielkie mi rzeczy.
Zagaiła po chwili.
- Obejmująca się para, która wybiera się na romantyczny spacer.
Po tych słowach wykonała gest sugerujący, że zbiera jej się na wymioty.
- Wielkie czy nie, ale od nich zależy moja pensja.
Kobieta poklepała przyjaciółkę po plecach i obydwie ruszyły w stronę samochodu, który znajdował się po drugiej stronie zbocza, znikając z linii horyzontu .



Uwe nasłuchiwał stłumionych odgłosów, które dochodziły z korytarza. Władczy głos niezapowiedzianego gościa zmobilizował go do powstania z miejsca i ruszenia w stronę drzwi. Wiedział bowiem, że po raz kolejny ma do czynienia z funkcjonariuszem policji.
- Matthias Edinger.
Wylegitymował się mężczyzna.
- O co chodzi?
Blondyn przestąpił z nogi na nogę, a jego zielone oczy jakby posmutniały. Uwe zaniepokoił się jego postępowaniem, ale zachowanie zimnej krwi stało się jego nadrzędnym celem.
- Znaleźliśmy zwłoki kobiety kilka kilometrów za miastem. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że mogą należeć do zaginionej. Chcielibyśmy, żeby pojechał pan z nami i je zidentyfikował. Czy to będzie możliwe?
- Przez chwilę Uwe nie był w stanie się poruszyć. Funkcjonariusz spojrzał na niego współczującym wzrokiem i dodał:
- Będę czekał na dole, w radiowozie.
Obrócił się i szybkim krokiem pokonał odległość, jaka dzieliła go od windy. Drzwi mieszkania zatrzasnęły się.
- Zostań. Lennart mówił, że ktoś zawsze powinien czekać na nią w mieszkaniu.
Odezwał się po chwili tonem, który zdradzał zdenerwowanie.
- Jesteś pewny, że dasz radę?
W odpowiedzi kiwnął głową. Zarzucił na siebie kurtkę i, w ślad za policjantem, opuścił mieszkanie.
Przez całą drogę nękał go obraz Nicole ze skórą cienką jak papier, zapadniętymi oczami i sinymi ustami. Ręce trzęsły mu się ze strachu przed tym, co zaraz miał zobaczyć. Czy kiedykolwiek będzie jeszcze tym samym człowiekiem po tak drastycznym doświadczeniu? Na to pytanie nikt nie znał odpowiedzi.
Po jakimś czasie dotarli na miejsce. W błyskawicznym tempie opuścili samochód i udali się w stronę śnieżnobiałych drzwi na poziomie piwnicy, do których prowadziły starannie odlane, betonowe schody. Matthias nacisnął klamkę, rozejrzał się na prawo i lewo, kiwając przy tym głową i witając się ze współpracownikami. Szli długim, wąskim korytarzem, którego ściany pokrywała zielonkawa farba. Śmierć unosiła się tu w powietrzu, drwiąc z planów i marzeń zwykłych śmiertelników. Brutalnie wdzierała się w nozdrza, mącąc w głowach swym słodkawym zapachem. Już tylko kilka kroków dzieliło go od poznania prawdy.  Tym razem Uwe wyciągnął rękę i nacisnął metalową klamkę, srebrnych drzwi, przed którymi przystanęli. W pomieszczeniu panowało przenikliwe zimno, a na środku znajdowała się denatka, nakryta jedynie białym prześcieradłem. Patolog złapał dłońmi krańce materiału i na znak Gensheimera skrupulatnie odsłaniał każdy centymetr ciała…

niedziela, 17 marca 2013

Cigarette.

          Cała sterta zdjęć Nicole wyślizgnęła się na podłogę, pociągając za sobą spisane zeznania świadków. Jej uwadze nie umknęło nazwisko Gensheimera, które górowało na niedługiej liście.
-„Cholera jasna, co to jest?”
Przemknęło jej w myślach. W błyskawicznym tempie pozbierała rozrzucone materiały i z teczką przyciśniętą do piersi, wymknęła się z gabinetu i popędziła do swojego pokoju na piętrze. Rozłożywszy starannie wszystkie materiały na łóżku, które znajdowało się w centrum pomieszczenia, zaczęła czytać na głos.
-…w wyniku potwierdzenia zgodności DNA poszukiwanej z DNA krwi znalezionej na miejscu badaniami laboratoryjnymi , istnieje przypuszczenie popełnienia morderstwa.
Dokończyła.
- Morderstwa?!
Krzyknęła nieostrożnie, po czym przysłoniła usta ręką, w obawie, że ktoś mógł ją usłyszeć.
Najchętniej zadzwoniłaby teraz do Uwe, ale wiedziała, że na jaw wyjdą jej wszystkie kłamstwa. Jej honor jej na to nie pozwolił. Żałowała tylko, że jej ojciec na zajmuje się tą sprawą na własną rękę. Nienawidziła Lennarta, budził w niej obrzydzenie, ale w towarzystwie ojca musiała grać. Nikt przecież nie wiedział, że łączyło ich coś więcej, niż przelotna znajomość.

Uwe i nieznajomy od kilku godzin dzielili się faktami, które w mniejszym lub większym stopniu mogłyby pomóc w śledztwie.
- „W sumie…jaki tam nieznajomy?”
Rozmyślał Uwe.
-„ Kto by pomyślał, że spotkamy się w innym miejscu, niż na boisku?”
Zmierzył bruneta wzrokiem. Ten uśmiechnął się pod nosem, co było jedynym pozytywnym akcentem dzisiejszego dnia.
- Pewnie zastanawiasz się teraz nad osobliwością całej tej sytuacji?
W chwili wypowiadania tych słów podniósł głowę i spotkał wzrok Gensheimera.
- Zdecydowanie. Myślałem, że to koniec niespodzianek, a tu…Ty.
- Nie powiem, też byłem zaskoczony, ale może to lepiej? Coś nas łączy. Mamy wspólny przedmiot kultu.  Okazało się, że dzielimy nawet kobietę. Hmm…wiesz, co miałem na myśli.
- Niekoniecznie, ale chętnie się dowiem, co powinienem mieć.
Uwe oparł głowę na dłoni i z zainteresowaniem przyglądał się rozmówcy.
- Więc Nicole nie wspominała…
Zamyślił się mężczyzna.
- Cóż…nie miała na to zbyt dużo czasu.
Gensheimer pokręcił głową i wziął głęboki oddech.
- Może trochę nie na miejscu, ale, jak pewnie przypuszczasz, byliśmy razem.
- Wtedy też? Za pierwszym razem?
Mężczyzna przytaknął.
- Mam do siebie ogromne wyrzuty. Powinienem wiedzieć, co robić, jak ją znaleźć, jak znaleźć tego sukinsyna.
Na chwilę ukrył twarz w dłoniach.
- Wiesz, jak ja się czuję? Wyparowuje osoba, którą dopiero co odzyskałem, znajduję krew na dywanie, dostaję numer do obcego faceta, który potem okazuje się być…
Nie zdążył dokończyć zdania, gdyż właśnie w tym momencie rozległ się donośny dzwonek do drzwi. Przez chwilę żaden z nich się nie poruszył.
-Otworzysz?
Zapytał Uwe.

Christine siedziała oparta o ścianę, obejmując dłońmi kubek ze świeżo zaparzoną kawą i beznamiętnie wpatrywała się w okno.
- Daj spokój, zrobiłaś naprawdę wiele w tej sprawie.
Patrick  przykucnął tuż przy kobiecie i oparł podbródek o jej ramię.
- Wiele, ale nie wszystko, co mogłabym zrobić.
Wypowiadając te słowa, nie poruszyła się ani o milimetr.
- Co u niego?
Odwróciła się nagle, nie kryjąc łez w oczach.
- Nie przychodzi na treningi. Jest przerażony i skołowany, ale udaje silnego, żeby nikogo dodatkowo nie obarczać.
- Cały Uwe. Zawsze zamknięty w sobie, zawsze dba tylko o innych, zapominając o sobie.
Christie wtuliła głowę w ramię mężczyzny. Ten nie pozostał jej dłużny. Objął drobną postać ramionami i złożył pocałunek na czubku głowy.
- Chyba się do niego wybiorę. Pójdziesz ze mną?
Zapytał po chwili.
- Musisz iść na trening. Guðmundsson na pewno liczy na Twoją obecność, sam jest pewnie roztrzęsiony. Ja odwiedzę Uwe.
- W takim razie czas na mnie.
Ich uścisk się rozluźnił. Patrick pochwycił zawsze gotową torbę ze strojem, a Christine, oparłszy się o parapet kuchennego okna, odpaliła papierosa.  
Przez okno obserwowała Patricka ruszającego z podjazdu. Delikatnie strzepnęła popiół do popielniczki i zaciągnęła się miętową esencją. W tym momencie usłyszała dzwonek telefonu. Kiedy chwyciła go w ręce nie mogła uwierzyć własnym oczom. Na wyświetlaczu pojawił się numer Nicole…




wtorek, 12 marca 2013

It's me again.

          Tak, to znowu ja + moja pełna epitetów, porównań i przymiotników gadka, która do niczego nie prowadzi. No dobrze, tym razem uczynię wyjątek i od razu przejdę do rzeczy (a przynajmniej się postaram).  Ostatnimi czasy doszłam do wniosku, że potrzebuję miejsca, w którym mogę nakreślić swoją własną historię - ot, zwykłe przeżycia Homo sapiens w wirtualnym świecie. Tego bloga oczywiście nie mam zamiaru zawiesić, ale jeśli macie ochotę poznać mnie z nieco innej strony, zapraszam do mojej "spowiednicy", gdzie będę się zapewne udzielać dosyć często (gdzieś muszę zrzucić ciężar dnia codziennego).
Adres bloga to: www.at-night-i-write-about.blogspot.com - jak już pewnie zauważyliście, jest swoistym nawiązaniem do obecnego tworu. Zapraszam do lektury i obserwacji.

... i to właśnie zamierzam zrobić. ;)

poniedziałek, 11 marca 2013

In time.

Kochani czytelnicy,
Moje niekonwencjonalne pomysły sięgają obecnie apogeum, więc postanowiłam wystosować do Was list, w którym nieco nakreślę moją obecną sytuację. Jak większość blogów, w tym mój, powstał na zasadzie: „Mam trochę wolnego czasu, może wykorzystam swoją wyobraźnię i przeleję co nieco na papier?”. Tworzenie tego wszystkiego przyniosło mi niesamowicie dużo przyjemności, a przy okazji znalazłam miejsce, w którym mogłam dać ponieść się fantazji – nigdy nie spodziewałabym się takich rezultatów. W dodatku Wy – czarujący, komplementujący i tak cholernie utalentowani, że aż chciałoby się całymi dniami pławić się w waszych lekturach, które swoją drogą wielokrotnie mnie inspirowały. Wracając, bo w tytule nawiązuję przecież do czasu, ciągle mi go ubywa. Przecieka przez palce, chowa się pod stołem, ucieka oknem. Podsumowując: my nigdy nie tworzyliśmy zgranej pary. Czas jest indywidualistą, wolnym duchem, nie znosi ograniczeń, a ja? Ja mu się całe życie podporządkowuję. Wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? To jest toksyczny związek. Nie możemy się rozstać, ale razem egzystuje nam się po prostu paskudnie. Z tego względu, chciałabym Was prosić o wyrozumiałość. No wiecie, życie z kimś takim przysparza wiele kłopotów. Chciałabym regularnie dodawać nowe rozdziały, komentować Wasze wpisy na bieżąco, ale czasami ten egoista po prostu nie daje mi szans. Na koniec dodam jedno: w ten weekend rozdział pojawi się na pewno, a Wasze blogi zaleje fala komentarzy – bez względu na jego zdanie.