-
Przepraszam, czy mogłabym prosić o autograf?
Z rozmyślań
wyrwał go podekscytowany, kobiecy głos.
- Ach..tak,
oczywiście.
Odparł
apatycznym tonem i automatycznie podpisał podetkniętą mu kartkę papieru.
- Zobacz,
to Kim Andersson!
Za plecami
usłyszał piskliwy komentarz. W przeciągu kilku sekund otoczyło go spore grono
fanów. Każdy prosił o podpis, zdjęcie. Ludzie zaczęli się przepychać, krąg
systematycznie się kurczył, pozbawiając go jakiejkolwiek przestrzeni. Z
trudnością łapał każdy oddech. Spanikował. Cofnął się gwałtownie i puścił
biegiem wzdłuż najbliższej uliczki. niespokojnie odwracał się za siebie w
obawie, że ktoś mógł za nim podążać.
- Cholera!
Niespodziewanie
wylądował na soczystej i zielonej trawie w wyniku zdarzenia z nieokreślonym
obiektem. Leżąc, uniósł głowę, żeby skontrolować sytuację. Zaledwie pół metra
obok niego, w tej samej pozycji, znajdowała się długowłosa szatynka. W
błyskawicznym tempie stanął na równe nogi i nachylił się nad poszkodowaną.
-
Najmocniej przepraszam. Nic ci nie jest?
Wyciągnął
do niej rękę. Dziewczyna podniosła wzrok i skorzystała z pomocy. Stanąwszy z
nim na równi, odchyliła usta i niemalże bezgłośnie zapytała:
- Macie
coś?
Mężczyzna
przecząco pokiwał głową.
- Miło Cię
widzieć, Christine. Żałuję tylko, że w takich okolicznościach.
Kobieta
objęła ramię ręką i nerwowo je potarła.
- Wybieram
się właśnie do Uwe.
- Jest w
kostnicy.
Christine
aż podskoczyła.
- Jak to?!
-
Znaleziono zwłoki kobiety, które mogą należeć do Nicole.
W chwili wypowiadania
tych słów, słona łza zrosiła mu policzek.
- O mój
Boże…
Szatynka
przysłoniła usta dłonią i zaczęła płakać. Mężczyzna objął ją silnym ramieniem i
wspólnie zaczęli podążać w stronę domu Gensheimera.
To było
coś, o czym marzyła od dawna. Niepowtarzalna okazja, żeby pozbyć się Nicole ze
swojego życia. Nie miała konkretnego planu, ale wiedziała, że zespół jej ojca
jest zdolny i nie raz wyciągał ludzi spod ziemi. Potrzebowała więc kogoś, kto
utrudniałby śledztwo na każdym kroku. Na myśl przychodziła jej tylko jedna
osoba – Lennart. Czy zdoła go jeszcze raz zmanipulować? Nie była pewna. Zbyt
wiele razem przeszli. W dodatku miał inne zobowiązania, jak chociażby 5-letnia
Lea, jego córeczka, której matkę porzucił właśnie dla Sophie, za co
prawdopodobnie pluł sobie teraz w brodę.
- Lucia, na
miłość boską!
Donośny
głos jej ojca wstrząsnął nagle całym domem.
Chwilę później na schodach słychać było żwawe kroki jej matki.
- O co
chodzi?
Zapytała ,
stanąwszy w progu gabinetu.
- Tyle razy
powtarzałem ci, wścibska kobieto, że masz nie grzebać w moich dokumentach.
Wytłumaczył
podirytowanym tonem.
- Prawdziwy
policjant. Same oskarżenia.
Obruszyła
się.
- Co mnie podkusiło
mnie, żebym ożenił się z Włoszką.
Teatralnie
przewrócił oczami.
- Va a
cagare! [idź do diabła]
Syknęła w
odpowiedzi, zdzieliła go trzymaną w dłoniach ścierką i powróciła do domowych
obowiązków.
- Cholera!
Oprzytomniała
nagle Sophie.
- Jak ja
teraz podrzucę tam te papiery?
W tym samym
momencie usłyszała dzwonek telefonu ojca i odetchnęła z ulgą. Opuścił gabinet i
wyszedł na taras, zapalając w międzyczasie starą fajkę. Na palcach przemierzyła
schody i wcisnęła niepozorną teczkę między encyklopedię i album ze
zdjęciami. Przymknąwszy drzwi, sięgnęła
do kieszeni i wybrała numer telefonu.
- Tak?
Odezwał się
zachrypnięty głos po drugiej stronie.
- Len,
spotkajmy się dzisiaj w naszej kawiarni.
- Lea jest
u mnie, nie mogę się wyrwać.
- Bardzo mi
zależy. Zabiorę ci zaledwie godzinę.
Rozmówca
zastanawiał się chwilę.
- Wpadnij
do mnie o dziewiątej.
- Dzięki.
Pospiesznie
zakończyła połączenie i nerwowo zerknęła na zegarek. Miała dwie godziny na
zrobienie z siebie bóstwa. Zaczęła od ułożenia lśniących włosów w zgrabne
pukle. Wytuszowała rzęsy, musnęła policzki różem, a na usta nałożyła szkarłatną
szminkę. Wybór stroju nie był prosty, ale ostatecznie zdecydowała się na
dopasowaną, czarną sukienkę, która podkreślała jej zgrabną sylwetkę. Na nogi
wciągnęła czarne pończochy, założyła czarne szpilki i chwyciwszy torebkę,
opuściła dom. Zaledwie 10 minut później stała pod drzwiami mieszkania Lennarta.
Delikatnie zapukała i nasłuchiwała kroków, które świadczyłyby o zbliżającym się
gospodarzu. Otworzyła jej szczupła postać, której zmęczenie rysowało się na
twarzy. Jedynym przejawem aktywności był, stale ten sam, błysk w oku, który
zachęcił Sophie do działania.
-
Len…brakowało mi cię.
Kobieta
objęła jego twarz dłońmi i złożyła na ustach pocałunek. Mężczyzna stał
nieruchomo, ale po chwili odwzajemnił pieszczoty Sophie….
- Zawsze
kończy się tak samo.
Szepnął do
siebie Lennart, budząc się rankiem obok kochanki.
................................................................................................................................
Wybaczcie za wszechobecną biel, ale mój edytor ma mnie dzisiaj gdzieś...
................................................................................................................................
Wybaczcie za wszechobecną biel, ale mój edytor ma mnie dzisiaj gdzieś...